Ludzie od 20 lat zajmujący się sprawą Meiera, rezygnują, odstręczeni jego prorosyjskimi sympatiami. W mojej opinii punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i mi ten punkt nie wydaje się kosmiczny, tylko jakoś tak śmierdząco - niemiecki, przedkładający interesy nad zasady uniwersalne i pewnie będzie zmieniał się w zależności od ich zrozumienia spraw. Nie ma mowy w materiałach o tym, jakie korzyści przyniesie światu upadek skorumpowanej Rosji i jak przyczyni się to do rozwoju wschodu Europy - krajów takich jak Białoruś, Ukraina, Mołdawia, Gruzja, Czeczenia, Armenia itd. a jest szkalowanie Żeleńskiego jako marionetki zachodu. W Polsce, z jej romantyczno - wolnościowymi tradycjami i historią walki o niepodległość takie poglądy są trudne do obronienia, a w gruncie rzeczy są śmieszne w swej ignorancji.
   
  Era Integracji
  DZWIEKI
 

[…]

                W lecie 1976 roku, zanim jeszcze prasa narobiła szumu wokół rzekomych kontaktów Meiera z Plejadanami, Hans Schutzbach towarzyszył mu  któregoś popołudnia na położonej niezbyt daleko od Hinwil łące, gdzie Meier wyjął magnetofon i zaczął nagrywać dźwięki wydawane przez jeden ze statków. Ów dziwny zgrzyt przypominał połączenie odgłosu pracującego na wysokich obrotach silnika odrzutowego i piły łańcuchowej. Schutzbach odniósł wrażenie , że dobiegał on z góry, z miejsca usytuowanego na wysokości około 10 m nad Meierem. Kiedy Meier uniósł rękę i zatoczył nią koło, dźwięk przybrał na sile, a kiedy opuścił dłoń, wyraźnie ucichł. Później oba te odgłosy, głośny i cichy, splotły się ze sobą w nieziemski rezonans. Meier machnął nagle gniewnie ręką i wszystko ucichło. Schutzbach odwrócił się i ujrzał leśniczego, dwóch policjantów – jednego z lornetką i drugiego z psem – oraz dwóch mężczyzn na motocyklach.
                Zanim Schutzbach opuścił tamto miejsce, „dokładnie rozejrzał się dookoła”, przeczesując krok po kroku okolicę. Nigdzie za żadnym drzewem ani na żadnej gałęzi nie dostrzegł głośników, przewodów, balonów, czy innych tego typu rzeczy.
                Dwa dni później Schutzbach wrócił potajemnie na tę samą łąkę z parą przyjaciół i we trójkę próbowali odtworzyć podobny dźwięk z taśmy, którą nagrał Meier. Rozwiesili wysoko na drzewach głośniki, podłączyli wzmacniacze, jednak słychać było wyraźnie, że ów dźwięk pochodzi ze sztucznego źródła.

[…]

                W czasie gdy Dilettoso kontynuował swoją kampanię w świecie nauki Lee Elders wrócił ze Szwajcarii z uzyskanym od Meiera nowym nagraniem dźwiękowym. Eva Bieri, jeden ze świadków obecnych przy jego powstawaniu opisała Eldersowi wrażenia słuchowe jakie towarzyszyły przelotowi niewidocznego statku. Atrakcyjna, licząca dwadzieścia kilka lat Eva stała na położonej w odległości około trzech kilometrów od farmy łące i kołysała na biodrze swojego dwumiesięcznego synka. Obok stała Popi z magnetofonem w ręku. 200-300 metrów dalej, na skraju sosnowego lasu w traktorze siedział Meier. Wkrótce dołączyli do nich Englebert, Maria Watcher i inni. Wszyscy obserwowali niebo i czekali.
                Mając czuły słuch Eva nie lubiła głośnej muzyki ani hałaśliwych ludzi. Kiedy niebo nad jej głową wypełniło się nagle ogłuszającym dźwiękiem, rozzłościła się, ale z obawy, że coś może stać się z uszami dziecka.
 - Dźwięk na taśmie brzmi inaczej niż w rzeczywistości – powiedziała. – Miałam wrażenie, że całe niebo wypełniło się nim i że nie posiada on określonego źródła. Był bardzo głośny, ponieważ nawet z daleka przybywali ludzie, aby sprawdzić co się stało. Zbliżając się do nas biegli zamiast spokojnie iść.
                Przenikliwy, nienaturalny, zdający się wznosić i opadać dźwięk, choć głośny, wydał się Evie dość przyjemny. Jej syn nie płakał, a jedynie kręcił głową i mrużył oczy.

                Przez wiele lat Dilettoso pracował przy tworzeniu dźwięków za pomocą syntetyzerów cyfrowych. Podczas gdy techniki badania zdjęć były dla niego czymś zupełnie nowym, analizy dźwięku nie stanowiły dla niego tajemnic. Dzięki kontaktom w poprzednim miejscu pracy, Micor Corporation, któregoś popołudnia zorganizował sprawdzenie nagrania przy użyciu cyfrowego analizatora. Po rozożeniu dźwięków na czynniki pierwsze stwierdził, że nie ma pojęcia jak je zduplikować.
 - Dotarłem do miejsca, w którym nie wiedziałem co robić dalej – powiedział. – Podczas słuchania dźwięki te nie sprawiały aż tak niezwykłego wrażenia. Właśnie takich odgłosów należało by się spodziewać po latającym spodku w filmie science – fiction. Dopiro analiza ujawnia ciągłe zmiany. Kombinacje poszczególnych dźwięków przybierają na sile bądź słabną, a wszystko to odbywa się w takim tempie, że wygenerowanie tylu odgłosów, nawet za pomocą syntetyzera nie było by sprawą łatwą.
                Chcąc uzyskać weryfikację swoich wyników z niezależnego źródła, Dilettoso wysłał taśmę z nagraniem do Roba Shellmana , inżyniera dźwięku z laboratorium marynarki wojennej w Groton w stanie Connecticut. Zaskoczony złożonością nagrania, Shellman z miejsca wykluczył jedną z potencjalnych możliwości: Źródłem dźwięku nie mogły być urządzenia elektryczne. W liście do Dilettoso napisał: Sprzęt którego użyłem, dostosowany był do analizy linii o częstotliwości od 50 do 60 Hz, powszechnie występującej w instalacjach elektrycznych. Gdyby urządzenie wytwarzające ów dźwięk było silnikiem lub inną maszyną elektryczną, linie częstotliwości miały by oczywisty przebieg. Tymczasem niczego takiego nie stwierdziłem.
               
Poszukując dalszego potwierdzenia najwyraźniej niezwykłego charakteru tego nagrania, Stevens natrafił w Los Angeles na konsultanta w dziedzinie elektroniki i komputerów, inżyniera Nilsa Rogneruda. Pracując jako projektant w pewnej dużej firmie, Rognerud zabrał taśmę do laboratorium, gdzie przekształcił zarejestrowane na niej dźwięki na faliste linie drgające na ekranie analizatora. Przez ekran przemykały odpowiadające poszczególnym częstotliwościom krzywe, które co chwila splatały się w grube zygzaki bądź odskakiwały od siebie w różne strony.
 - Patrząc na tą sprawę z naukowego punktu widzenia – powiedział później Rognerud – byłem nastawiony do niej sceptycznie, ale te dźwięki naprawdę były niezwykłe.
                Nie mogąc tego wyjaśnić, Rognerud wezwał na pomoc jeszcze jednego specjalistę, Steve’a Ambrose’a, który konstruował i wytwarzał na zamówienie mikrofony dla gwiazd rocka oraz był inżynierem dźwięku u Stevie Wondera. Ostatnio wyprodukował miniaturowy bezprzewodowy odbiornik radiowy z głośnikiem mieszczącym się w uchu Wondera. Przekaźnik ten nazwany przez Ambrose’a Micro Monitorem był jednym z dwóch opatentowanych przez niego wynalazków. Ambrose uczestniczył też regularnie w tournee Simona & Garfunkela, Engelberta Humperdincka, Diany Ross i innych popularnych piosenkarzy. Znał doskonale syntetyzery i ich możliwości. Rognerud poprosił go, aby przesłuchał nagranie Meiera i powiedział, czy jego zdaniem Meier mógł jakoś sfabrykować te odgłosy na syntetyzerza.
                Wspominając to zdarzenie, Ambrose powiedział:
 - Nils wiedział, że gdybym uznał to za oszustwo, powiedział bym po prostu: „Przykro mi, ale umiałbym to zrobić”. On jest zresztą taki sam.
                Wcześniej, w rozmowie telefonicznej Rognerud wyjaśnił Ambrose’owi, że rzekomym źródłem tych dźwięków był międzygwiezdny statek z Plejad. Dodał jeszcze, że na podstawie tego co ustalił do tej pory, odgłosy wydawały się być autentyczne. Tak silne poparcie ze strony Rogneruda zaintrygowało Ambrose’a. Przesłuchawszy je i obejrzawszy na analizatorze widma, poinformował Rogneruda, że dźwięki te prawdopodobnie nie mogły pochodzić z syntetyzera. Były naturalne, bądź wytworzone analogowo i rzeczywiście wydawały się być autentyczne.
 - Jeżeli ktoś uciekł się do oszustwa – powiedział to ma niezłe osiągnięcia. Syntetyzery są wyposażone w oscylatory zdolne wytwarzać rzeczy, które brzmią całkiem prawdziwie – dodał. – Jednak częstotliwości tych dźwięków były tak przypadkowe i zmienne, że przekraczało to możliwości oscylatora, czy nawet ich grupy. Aby otrzymać coś takiego należało by użyć mikrofonu analogowego i zarejestrować za jego pomocą jakiś naturalny odgłos, na przykład pracy tokarki, lub tarcia metalu przez metal, w którym występują wysokie i niskie częstotliwości, które odpowiednio przyśpieszone, bądź zwolnione mogą dać nam częstotliwości zbliżone do tych na taśmie. Ale nawet wówczas trzeba by było to wszystko kilkakrotnie nakładać na siebie i dodatkowo miksować, aby ukryć ślady obróbki. Człowiek zaznajomiony z nagrywaniem i muzyką elektroniczną, od razu usłyszy, w którym miejscu występuje zapis wielokrotny. To jednak było nagranie pojedynczego odgłosu pochodzącego z jakiegoś źródła emitującego dźwięki o zdumiewających częstotliwościach.
                Ambrose znał wielu ludzi w Hollywood zajmujących się tworzeniem efektów specjalnych, ale żaden z nich nie był w stanie zduplikować tych odgłosów.
 - W jaki sposób powieliłbyś ten dźwięk? – pytał – chodzi mi nie tylko o samo brzmienie, ale również o to, co pojawi się na ekranie analizatora widma. Stworzenie czegoś co brzmi podobnie to jedna sprawa, a stworzenie czegoś, co oprócz podobnego brzmienia zachowuje jednocześnie całą złożoność tych oscylacji to druga sprawa. Jeśli to jest oszustwo – dodał – to chciałbym spotkać faceta, który je sprokurował. Prawdopodobnie zarobiłby kupę forsy na efektach specjalnych.

 
  Łącznie stronę odwiedziło już 181046 odwiedzających  
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja